Gdy Marek Frąckowiak zakończył swoje pierwsze małżeństwo, los nie dawał mu wielu powodów do radości. Rozwód zniósł bardzo ciężko, przez długi czas zmagał się z depresją oraz problemami z alkoholem. Dopiero poznanie Ewy Złotowskiej sprawiło, że w jego życiu ponownie pojawiło się światło – aktorka znana z użyczenia głosu Pszczółce Mai również miała za sobą szereg nieudanych związków i jak sama po latach przyznawała, nie wierzyła, że coś dobrego może ją jeszcze spotkać. A jednak, dwójka artystów zakochała się w sobie bez opamiętania, w 1992 r. w końcu stając na ślubnym kobiercu. Frąckowiak moment poznania Złotowskiej wspominał jako jeden z najważniejszych dni swojego życia; "Spotkaliśmy się we właściwym momencie. Ewa to bardzo mądra osoba. Wtedy głośno powiedziałem: z tą panią chciałbym ułożyć sobie życie", mówił w wywiadzie dla "Dobrego Tygodnia".
Swój mały, prywatny raj Frąckowiak i Złotowska zbudowali w podwarszawskim Konstancinie. Małżeństwo nie doczekało się dzieci; aktor w jednym z wywiadów z żalem przyznał: "To nie jest miły temat. Trudno, tak się potoczyło, nie zmienię tego... Za to jestem dziewięciokrotnym wujkiem, kochanym, i z tego co mówią mi moi siostrzeńcy, bardzo ważną dla nich osobą". Pociechy zastąpiła im jednak... gromadka psów, które darzyli ogromną miłością. Pierwszego czworonoga do Konstancina sprowadziła Złotowska, a potem potoczyło się już z górki. Przez lata ich dom zmienił się wręcz w małe zoo.
Kupiłam więc psa. Kiedyś po koncercie, który na moją prośbę prowadził Marek, zaprosiłam go na działkę. I pies się w nim zakochał - Wspominała ze śmiechem Złotowska.
Ta sielankowa atmosfera została niestety przerwana przez tragiczny ciąg zdarzeń, który zapoczątkowało usłyszenie przez aktora okropnej diagnozy - nowotwór kręgosłupa. W 2013 r. życie Frąckowiaka wywróciło się do góry nogami... Małżeństwo artystów zostało wystawione na próbę już kolejny raz, ponieważ dekadę wcześniej Złotowska brała udział w makabrycznym wypadku samochodowym, po którym przez wiele miesięcy pozostawała unieruchomiona. Marek Frąckowiak nie odstępował wówczas ukochanej żony na krok, pomagając jej wyjść na prostą. Teraz to ona musiała natomiast trwać przy schorowanym mężu. Chociaż nawet w obliczu walki z wyniszczającym nowotworem małżeństwu udało się przetrwać, nieszczęście goniło nieszczęście... Ewa Złotowska w 2016 r. wyznała, że cały czas nalegała ukochanego, by szukał pomocy u specjalistów, on natomiast oddał się pod opiekę "medycyny alternatywnej", co zdecydowanie nie było jej w smak.
Marek dał się ogłupić facetowi, który leczył go za pomocą biegania i jakiejś pseudo diety. Nic to nie dało, a potem już było za późno na normalną walkę z chorobą - mówiła w wywiadzie dla "Dobrego Tygodnia".
Frąckowiak wyznał jednak, że zdecydował się na medycynę alternatywną, ponieważ "tradycyjne" metody w jego przypadku zawiodły. Mimo interwencji chirurgicznych i chemioterapii, sytuacja pogarszała się z dnia nadzień. O swoich tragicznych doświadczeniach mówił w rozmowie z "Życiem na gorąco":
Trochę gipsu wlano mi do kręgów, druty kobaltowe mnie usztywniają. Kiedy wiem, że będę musiał podbiec, schylać się, zakładam na tułów stabilizator. Stopień bólu od drętwoty do uciążliwego mam wpisany w życiorys do końca...
Do końca aktor wierzył również, że wyzdrowieje. Jak sam podkreślał, nie bał się śmierci, a większy strach budziło w nim samo życie... W łamiących słowach wyznał:
Śmierci się nie boję, bo nie mam na nią wpływu. Przychodzi raz i już. Natomiast bardzo często boję się życia. Boję się zadań, które przede mną stawia, czy im podołam. Boję się konsekwencji życiowych decyzji.
Mimo tych wszystkich dramatycznych przeżyć, miłość Frąckowiaka i Złotowskiej nie gasła do samego końca. Aktorka, chociaż była wycieńczona i przytłoczona sytuacją, wspomagała męża w każdej, nawet najtrudniejszej chwili. 5 listopada 2017 r. po odwiedzeniu ukochanego w szpitalu wróciła do domu i na kilka krótkich godzin położyła się spać... O godzinie ósmej rano następnego dnia usłyszała jednak wiadomość, której bała się najbardziej. Marek Frąckowiak po nierównej czteroletniej walce z nowotworem zmarł. Małżeństwo nie zdążyło się nawet pożegnać.
O godzinie ósmej rano dostałam telefon: "Przepraszam, czy to mieszkanie pana Marka Frąckowiaka? Rozmawiam z żoną? Pan Frąckowiak umarł", powiedział pan drewnianym głosem, a ja wykrzyczałam: "Co?!", usłyszałam: "Niech się pani skupi! Nie zrozumiała pani? Umarł 6:20 rano". Zero empatii. Straszne! Jak zapowiedź, że pociąg odjeżdża o 6:20 rano. Nawet nie zdążyłam się z Markiem pożegnać - opowiadała Ewa Złotowska.
Marek Frąckowiak zmarł w wieku 67 lat. W ciągu trwającej 40 lat kariery zdążył zagrać ponad 100 ról, w tym w tak kultowych produkcjach, jak "Psy", "C. K. Dezerterzy", "Niespotykanie spokojny człowiek", "Dom", "Polskie drogi", "Teraz albo nigdy" czy "Ranczo". Przez lata pozostawał aktorem m.in. Teatru Adekwatnego i Teatru Rampa, a na deskach tego ostatniego występował jeszcze 3 dni przed odejściem. Dziś skończyłby 74 lata. W naszej pamięci pozostanie jednak jeszcze przez wiele lat jako jedna z najbardziej charakterystycznych postaci polskiego filmu...
Powiedz nam, co o tym myślisz i zostaw komentarz. Szanujemy każde zdanie i zachęcamy do dyskusji. Pamiętaj tylko, żeby nikogo nie obrażać!
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź ShowNews.pl codziennie. Obserwuj ShowNews.pl
Polub ShowNews.pl na Facebooku i bądź na bieżąco z najnowszymi plotkami ze świata show-biznesu!
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Umięśniony mąż Skrzyneckiej z córką na ściance. Widząc ich stroje, aż zadrżeliśmy!
- Sekret drugiego związku Santor wyszedł na jaw. Uciekała od niego w najgorszym czasie
- Ale meksyk w mieszkaniu Dominiki Gwit! Nie wstydzi się pokazywać czegoś takiego?
- Bliska osoba wydała Annę-Marię Sieklucką! Nagle mówi o jej balangach